Kiedy w moje ręce wpadła najnowsza książka Tomasza Betchera, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to będzie uczta literacka. I taka też była.
Nie chciałabym za bardzo zdradzać Wam szczegółów. Gdyż jest to taka historia, którą każdy powinien przeczytać. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. Mam za sobą jego debiut „Tam gdzie jesteś” oraz „Szczęście z piernika” i każda z nich wywarła na mnie ogromne wrażenie. Tomasz Betcher tworzy niezwykłe powieści obyczajowe. Oprócz historii która jest osią książki, mamy tło społeczne, które ma po części wpływ na całą akcję. Tak samo jest w jego najnowszej książce. Tutaj mamy do czynienia z wykluczeniem społecznym, związanym z pochodzeniem głównego bohatera, a także uprzedzeniami i stereotypami. A sami dobrze wiemy, że z tym dość trudno walczyć. Owszem możemy próbować zmienić nastawienie, ale to nie od nas samych zależy tylko od ludzi. Waldek mieszkał w domu sam, jego dziadek nauczył go pędzić alkohol, zbierać zioła, które przecież od wielu, wielu lat mają lecznicze właściwości. To stąd wzięło się przekonanie, że Waldek potrafi leczyć, jest znachorem, szeptunem. Ale tak naprawdę to przecież wystarczy poszperać głęboko w internecie, bądź w książkach, by samemu się przekonać o właściwościach ziół. Ale samotność głównego bohatera i jego przeszłość sprawiły, że właśnie tak był odbierany przez mieszkańców pobliskich domów.
Oczywiście nie mogło zabraknąć miłości. Bo jak każdy wie, w powieściach obyczajowych to dość istotny element. Tym razem mamy miłość dojrzałą, która zaskakuje głównych bohaterów. Żadne z nich się tego nie spodziewa. Ale przecież miłość nie wybiera, zjawia się w momencie kiedy nikt jej nie oczekuje. Poza tym główna bohaterka Julia udowadnia, że czasem warto pójść za głosem serca i… rzucić wszystko i wyjechać w Beskidy. Bo miłość uskrzydla. Dla niej jesteśmy gotowi postawić wszystko na jedną kartę.
Powiem Wam, że jest tu także poruszony bardzo ważny temat, który osobiście mnie zaskoczył. Wiedziałam, że córka głównej bohaterki przeżyła traumę. To wydarzenie bardzo ją zmieniło, niestety na gorsze. Byłam przekonana, że cała jej historia, zostanie w strefie domysłów, by czytelnik sam mógł sobie dopowiedzieć co takiego się wydarzyło w życiu Marysi, że tak bardzo się zmieniła. Ale nie, wszystko zostaje wyjaśnione i poznajemy historię dziewczynki. Byłam wstrząśnięta, tak jak każdy z was, czytelników będzie.
I jest jeszcze wątek lekko kryminalny, który zaparł mi dech w piersi aż tak, że z niecierpliwością i przestrachem przewracałam strony. Koniecznie chciałam wiedzieć czy happyend jest tutaj możliwy?
Niesamowite w tej historii są wszystkie wtrącenia legend, wierzeń słowiańskich i mitów. To nadawało książce tajemniczości i idealnie pasowało do życia Waldka.
Jeśli poszukujecie powieści która Was w sobie rozkocha to „Szeptun” nadaje się do tego idealnie. Czytajcie - nie pożałujecie.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz