Chociaż na samym początku nie potrafiłam się wciągnąć w historię i chciałam ją porzucić. To jednak wracając z targów z Krakowa, postanowiłam dać jej szansę i… nie żałuję. Tylko współczułam współpasażerom, którzy dziwnie patrzyli na mnie, kiedy usilnie starałam się powstrzymać wybuchy śmiechu.
Pewnego dnia w bibliotece w małej miejscowości, podczas spotkania autorskiego, pewien mężczyzna próbuje udusić autora. Żona mężczyzny bowiem zamiast zajmować się domem zaczytuje się w książkach i nic nie robi sobie z obowiązków domowych. Jakiś czas później w domu Emilii, czekającej na koniec świata prepperki, zostają odnalezione zwłoki pisarza, który notabene był kiedyś jej mężem. Po kilku dniach w miejscowym pensjonacie, znalezione zostają zwłoki poczytnej pisarki. Oprócz lokalnej policji, śledztwo rozpoczyna siostrzenica pani Emilii – Magda, jej były chłopak Paweł, który jest dziennikarzem, oraz trzy starsze panie które twierdzą, że morderstw dokonuje demon.
Ta książka to jedna wielka komedia pomyłek, w której jedna zabawna historia, wydarzenie i dialog goni następne. Jest i trup, i dowcip. Ale wiecie – dowcip taki zupełnie nie wymuszony, bardziej sytuacyjny. Jak dobrze pamiętacie, komedie kryminalne kocham od czasu kiedy zaczytywałam się w książkach Joanny Chmielewskiej. I nadal kocham, chociaż nie zawsze trafiają się dobre powieści tego typu. Czasem mam wrażenie, że niektórzy autorzy na siłę próbują napisać coś zabawnego i kiepsko im to wychodzi. Iwona Banach ma lekkie pióro i dryg do wciągania czytelnika w opowiadaną historię. Chociaż jak wspominałam na początku, ja sama miałam z tym mały problem. No cóż… bywa tak, że kiedy zaczynamy nową książkę, to nie jest akurat ten moment. Trzeba przeczekać i ewentualnie dać jej kolejną szansę. Ja dałam i nie żałuję.
Owszem niektórzy mogą nie ubawić się tak jak ja, ale nie raz wspominałam, że o gustach się nie dyskutuje. Każdy lubi coś innego. Czasem warto dawać książkom drugą szansę. A jeśli po pięćdziesięciu stronach nas nie wciągnie to spokojnie odłóżmy ją na półkę. Przecież jest tyle książek czekających w kolejce na przeczytanie.
Tę akurat Wam polecam z całego serca. Tylko nie czytajcie książki w komunikacji miejskiej, bo wybuchy niepohamowanego śmiechu mogą sprawić, że w pewnym momencie do autobusu wejdą panowie z białym kaftanem. A przecież nie chcemy skończyć w pokoju z miękkimi ścianami, prawda?
No to super, uwielbiam książki przy których ciągle się uśmiecham. Pewnie nie oderwałabym się od niej, bardzo zachęcająca :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Cieszę, się. Lubię jak ludzie się śmieją!
OdpowiedzUsuńNajczęściej łapię się na opis z tyłu okładki, choć sama okładka też jest niekiedy niezłym wabikiem :)
OdpowiedzUsuń