Chyba cieszę się, że w ostateczności nie skusiłam się i nie kupiłam tej książki w papierowej wersji. Bo zapewne klnęłabym, że wydałam kasę na coś co mnie nie porwało i nie zachwyciło. Na szczęście z pomocą przyszło mi moje ukochane Legimi i bez problemu mogłam zabrać się za „Singielka w Londynie” Marty Matulewicz.
Ewa na zaproszenie swojej przyjaciółki Zosi wyjeżdża do Londynu. Ucieka po rozstaniu z partnerem. Na początku swojego pobytu objawia swój „talent” do wpadania w tarapaty, który nie opuszcza jej aż do samego końca. Ewa dość szybko znajduje pracę oraz miłość. Czy nadal będzie roztrzepana? Czy może w końcu dojrzeje?
Zdecydowanie nie tego oczekiwałam. Miało być lekko i było. Ale też strasznie infantylnie i irytująco. Główna bohaterka doprowadzała mnie do szewskiej pasji. Jej zachowanie sugerowało nastolatkę, a nie dojrzałą panią filolog. Ewa co chwila wpadała w tarapaty, kłopoty ją zdecydowanie kochały. Nie zapominajmy, że robiła przy tym z siebie idiotkę, zapominała języka w gębie, a rozmowy czasem prowadziła na poziomie liceum. Jej przyjaciółka Zosia była trochę lepsza pod względem wpadania w kłopoty, ale zirytowałam się w jednym momencie i miałam ochotę zapytać co zrobiła z rozumem, bo chyba go zgubiła.
Patrząc na zachwyty na portach literackich zastanawiam się na pewno czytałam tę samą książkę co inni czytelnicy? I dochodzę do wniosku, że chyba nie.
Owszem książkę czyta się szybko, z nadzieją, że może będzie lepiej. Nie było. Jedynym plusem jaki dostrzegłam podczas czytania, to wspaniały Londyn opisany w ciekawy sposób. Ponoć ma być kontynuacja. Ale nie wiem czy przeczytam. No może, by przekonać się czy Ewa dorosła czy też nadal jest tak samo infantylna i irytująca. Raczej nie polecam.
P.S.
I tak - jestem gotowa na falę hejtu. Tylko, że o gustach i guścikach się nie dyskutuje. To co podoba się jednemu wcale nie musi oznaczać, że to samo będzie się podobało komuś innemu.
Jak dla mnie czytało się szybko, ale bez rewelacji;)
OdpowiedzUsuńhttps://slonecznastronazycia.blog/