Cztery pory roku ŚBK
W sumie miało być coś o książkach, filmach ogólnie o porach roku. Jednak moja Wena całkowicie odmówiła mi współpracy. Kłóciłyśmy się przez pół dnia. W końcu postawiłam na swoim a Ona nie uciekła. Wręcz przeciwnie, przycupnęła na moim ramieniu i szeptała mi słowa które układały się w zdania. No i popełniłam takie oto opowiadanie.
Obudził ją zapach świeżo zaparzonej kawy. Powoli otworzyła
oczy. Odwróciła się na drugi bok. Jednak miejsce obok niej było puste. No prawie
puste. Na poduszce leżała kartka z ręcznie napisanym tekstem: „Nie chciałem cię
budzić. Poszedłem na małe zakupy. Kawa zrobiona. Uśmiechnij się.” Na widok
ostatnich słów usta same ułożyły się w promienny uśmiech. Przeciągnęła się
leniwie i usiadła na łóżku, co natychmiast wykorzystała szara kotka. Wskoczyła jej
na kolana i zaczęła się domagać głaskania. Podrapała ją po brzuszku, wzięła na
ręce i w końcu opuściła ten przybytek rozkoszy jakim było ciepłe łóżko. Na stole,
w jej ulubionym żółtym kubku czekała na nią kawa. Upiła łyk. Poczuła przyjemne
ciepło rozpływające się po przełyku. A po kilkunastu sekundach zaczęło się jej
nawet wydawać, że kofeina rozpoczęła wędrówkę po jej krwioobiegu.
Razem z kotką
na rękach przeszła do kuchni. Gdy tylko przekroczyła próg w jej oczy rzucił się
bałagan. Nie spodziewała się, że dwójka ludzi i kot może wytworzyć taką górę
brudnych naczyń. Wzięła głęboki oddech, odstawiła kotkę na podłogę i zabrała
się za naczynia piętrzące się w zlewie. Fakt, nie przepadała za myciem naczyń,
jednak kiedy tylko włączyła ulubioną muzykę spływał na nią spokój i bez
problemu mogła stać przy zlewie chociażby pół dnia. Jednak tyle czasu nie
miała. Na popołudnie byli przecież umówieni na podwieczorek u rodziców. W końcu
dawno się nie widzieli.
Kiedy myła naczynia kotka ocierała się o jej nogi. Tak,
domagała się jedzenia. Zajrzała do miseczki stojącej przy szafce. Była pusta. Widać
było, że On rano się spieszył bo zapomniał nawet nakarmić kota. Co mu się nigdy
wcześniej nie przydarzało. Nałożyła kotu jedzenie i zabrała się za sprzątanie
kuchni.
Po niecałej pół godzinie kuchnia lśniła czystością. Odgarnęła włosy za
ucho i spojrzała na zegarek. Nie podobało jej się to, że Jego nadal nie było. Otworzyła
na oścież okno by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Nie, nie bała
się, że kot ucieknie. Kotka zdecydowanie cierpiała na lęk wysokości i nie
wyściubiała nosa nawet na milimetr za okno. Więc była całkowicie spokojna o
zwierzaka. Wróciła do pokoju i rozejrzała się dookoła. Na suszarce wciąż
wisiało pranie, na sofie leżały ich ubrania a na stole oprócz laptopów stały
brudne kieliszki i pusta butelka po winie. No tak, wczoraj świętowali Jego
awans. W końcu mu się udało, po tych kilku latach pracy w korpo dostrzegli jego
potencjał. Prawdę mówiąc od kilku miesięcy przebąkiwał coś o zmianie pracy na
coś swojego. W sumie zawsze o tym marzył, jednak wciąż się z tym ociągał. A teraz
ten awans. Dobrze wiedziała, że tak szybko już z firmy nie ucieknie.
Martwiła się jego nieobecnością. Wyjrzała przez okno by się
upewnić czy auto stało na podwórku. Jeśli tak oznaczało to, że wyskoczył na
małe zakupy na pobliski handelek. Jeśli nie, wiedziała, że przepadł w hipermarkecie
na kilka godzin. A czas uciekał. W dodatku zaczęło burczeć jej w brzuchu. Wróciła
do kuchni. Otworzyła lodówkę by się przekonać że oprócz jajek i mleka mieszka w
niej tylko światło. No tak, przecież pojechał na zakupy. Przeglądnęła zawartość
szafek: mąka, cukier, dżem. No tak, naleśniki. Nic innego nie przychodziło jej
do głowy jak te składniki wykorzystać. Zabrała się za pieczenie. Po pół
godzinie na talerzu urosła góra naleśników. Kiedy sięgała po upieczony placek
usłyszała trzask zamykanych drzwi a kotka czmychnęła do przedpokoju. Odłożyła naleśnik
i stanęła w drzwiach kuchni. Obserwowała jak On witał się z kotem. Uśmiechnęła się
na ten widok. Po chwili wstał, podszedł do niej. Z torby wyciągnął wielki
bukiet żółtych jak słońce żonkili. Dobrze wiedział, że to jej ulubione wiosenne
kwiaty. Zatopiła twarz w słonecznych główkach i wciągnęła ich zapach. Zawsze kojarzył
się jej ze świętami Wielkiej Nocy. Chciała włożyć kwiaty do wazonu. W ostatniej
chwili dostrzegła maleńkie pudełeczko przywiązane do jednej z łodyg. Spojrzała na
mężczyznę stojącego przed nią. Trzęsącymi się rękami odłożyła bukiet i
otworzyła pudełeczko. W środku na poduszce lśnił pierścionek. Dokładnie taki o
jakim zawsze marzyła. Odjęło jej mowę. Nie spodziewała się, że po tak krótkim
czasie bycia razem On postanowi ruszyć z ich związkiem do przodu. Poczuła pod
powiekami zbierające się łzy szczęścia. Tak. Teraz w końcu była szczęśliwa.
Przepraszam, że nie na temat. Ale tak jakoś mi palce same śmigały po klawiaturze.
P.S.
Przypominam, że w tekście jest ukryte słowo klucz.
Przypominam, że w tekście jest ukryte słowo klucz.
No i teraz jestem rozczarowany. Liczyłem na dłuższe czytanie. Ach.. skończ wreszcie tą książkę! (a opowiadanie wiadomo fajne :) ale króóótkie!).
OdpowiedzUsuńale opowiadania mają to do siebie, że są krótkie :P
UsuńAle nie aż tak ;)
UsuńKrótko, wiosennie, szczęśliwie.
OdpowiedzUsuńChcę wiecej. Fajne opowiadanie na dzien dobry.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że miłośnikom słowa pisanego zawsze będzie mało... :)
OdpowiedzUsuń