środa, 27 marca 2019

#514 Śmierć w blasku fleszy




Myślicie, że jubileuszowe książki (na przykład dziesiąta) ulubionych Autorów powinny być szczególne? Albo na przykład zupełnie inne niż te wcześniejsze? Myślicie, że Autor przy takiej książce może nas zaskoczyć? Chcecie znać moje zdanie? Tak, zdarzają się książki jubileuszowe, które zaskakują. Które sprawiają, że zastanawiam się czy to na pewno ten sam Autor który napisał wcześniejsze. Ale to nie musi być regułą. Bo czasem się zdarzy, że siódma książka Autora jest inna niż pozostałe, a ósma będzie taka jak wcześniejsze. Zaskoczeniem dla mnie była właśnie dziesiąta książka Alka Rogozińskiego „Śmierć w blasku fleszy”. 

Tym razem Książę Komedii Kryminalnej zabrał Nas na pokaz mody. Mario oraz Dominika prowadzą wspólnie agencję eventową. Organizują pokaz mody jednego z czołowych projektantów. Olimpus – bo to o nim mowa ma nietypowe wymagania. Dwójka bohaterów robi wszystko by te wymagania spełnić. W finale pokazu ma odbyć się udawane morderstwo najbardziej znanej i rozpoznawalnej modelki. Niestety, finał jest zupełnie inny niż wszyscy oczekują. Otóż, modelka ginie naprawdę. Śledztwem zajmuje się komisarz Darski. I trzeba przyznać, że ma ciężki orzech do zgryzienia, bo podejrzanych jest wielu. Ale tylko jedna z nich miała prawdziwy motyw. 

Przeczytałam wcześniejsze książki Alka. Nie tylko te które napisał sam, ale także te w duecie z Magdaleną Witkiewicz. Kiedy dotarłam do końca Jego jubileuszowej książki poczułam się… oszukana. I nie krzywcie się tak, nie zapowietrzajcie. Bo mnie także zapowietrzyło. Otóż, oświadczam wszem i wobec, że „Śmierć w blasku fleszy” jest bardziej dojrzała aniżeli pozostałe komedie kryminalne napisane przez Autora. Nie, to wcale nie jest zarzut. Bo pomimo iż powieść jest poważniejsza, trafiają się gagi, zabawne sceny i dowcipne dialogi tak dobrze znane czytelnikom z wcześniejszych książek. I taki Alek też Wam się spodoba. Pomimo braku masy zabawnych scen, Autor nadal potrafi tworzyć niebanalnych bohaterów, których kochamy od samego początku. Zaprzyjaźniamy się z nimi i z miłą chęcią wyskoczylibyśmy z nimi na piwo. Ale powiem Wam w sekrecie, że nie wiem czy chciałabym przeczytać książkę Alka w wydaniu takim stricte poważnym. Bo znając Autora nie od dziś i bywając na spotkaniach autorskich, dochodzę do wniosku, że na poważne kryminały jeszcze przyjdzie czas. Może tak za trzydzieści lat. Chociaż wątpię by Alkowi przytępił się dowcip. Obawiam się, że się bardziej wyostrzy. 

„Śmierć w blasku fleszy” to zaskoczenie dla fanów Alka. Oczywiście pozytywne. Nadal jest zabawnie, ale z większą powagą. Nadal do końca nie wiemy kto zabił. Chociaż sami mamy kilka tropów, to Autor skutecznie miesza w głowach czytelników. Więc jeśli szukacie dobrego kryminału z nutką dowcipu, to bez dwóch zdań musicie sięgnąć po tę książkę. Jeśli natomiast, jak ja, jesteście fanami książek Alka to sięgnąć musicie bez dwóch zdań. Polecam i czekam na kolejną książkę Księcia Kryminału.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autora oraz Wydawnictwa Edipresse. 

piątek, 1 marca 2019

#513 Anioły do wynajęcia



Tak, nadal cieszę się, że mam legimi i mogę bez żadnego problemu sięgnąć po książkę, bez wychodzenia z domu. Tym razem przyznam się, że bardzo wahałam się nad tym czy przeczytać najnowszą książkę Malwiny Ferenz „Anioły do wynajęcia”. Dlaczego? 
Otóż debiut Autorki „Pora na miłość”, który czytałam w zeszłym roku nie zachwycił mnie. Były to cztery opowiadania na każdą porę roku, które w jakiś sposób łączyły się ze sobą. Ale, kurczę, nie porwały mnie. Dlatego do Aniołów podchodziłam jak do jeża. Ale kiedy powiedziało się „A” i pobrało książkę na czytnik, to należało powiedzieć „B” i przeczytać. 

I znów trafiłam do mojego ukochanego Wrocławia. Elena do Polski przybyła za miłością swojego życia, Romeczkiem. Romeczek Słowacki (nazwisko zobowiązuje!) jest niespełnionym pisarzem, dlatego też na koncie pary milionów nie ma. Pewnego dnia, Elena, wpada na szalony pomysł. Postanawia założyć agencję eventową, która będzie organizować imprezy. I tak w szeregi agencji trafia Dorota, porzucona czterdziestoletnia tłumaczka w ciąży. Marta, młoda dziewczyna, która od kilku lat próbuje dostać się do szkoły teatralnej oraz siedemdziesięcioletnia Barbara, która dopiero co pochowała męża. Zdecydowanie mieszanka wybuchowa. W szczególności, że żadne z nich nie miało nigdy doświadczenia w organizowaniu i prowadzeniu imprez. Ale od czego jest wyobraźnia i kreatywność. A trzeba przyznać, że pomysły, Anioły będą miały zacne. 

No dobra, mój strach przed książką okazał się… niepotrzebny. Bo muszę Wam zdradzić, że czytając książkę bawiłam się przednie. Wiele razy śmiałam się pod nosem z szalonych pomysłów, jakie Anioły wdrażały w życie. Bal z okazji Halloween czy też urodziny w domu spokojnej starości, to naprawdę nic w porównaniu z prowadzeniem… imprezy studenckiej jaką są Juwenalia. A te wszystkie zbiegi okoliczności, wpadki, wypadki nie jednego czytelnika przyprawiły o ból głowy i niepohamowany wybuch śmiechu. Dodatkowym smaczkiem tej całej historii jest pięknie opisany Wrocław. Miasto, które kocham od wielu lat. Dzięki bohaterom, mogłam bez opuszczania własnego fotela wybrać się na spacer uliczkami urokliwego miasta. A powiem Wam, że Autorka ma niebywały talent w opisywaniu miejsc, aury czy też emocji. 

Książkę polecam wszystkim tym, którzy mają dość ponurej zimy za oknem. A także tym, którzy mają ochotę na zwariowaną historię, pisaną… życiem. Napisaną z humorem, gdzie czytelnik nie raz zaśmieje się w głos.