wtorek, 29 marca 2011

#067

Droga Espi!

Powiedz mi proszę, czy nauczyciele którzy nas uczyli mają na nas jakiś wpływ? Czy to jacy są i jak nauczają danego przedmiotu odbija się potem na naszym życiu? Dotychczas myślałam, że nic takiego nie ma miejsca. Jednak się myliłam.

Otóż będąc w szkole podstawowej bardzo lubiłam historię. Nie byłam może prymuską, ale nauczycielka bardzo fajnie prowadziła lekcje i była lubiana przez uczniów. Niestety wszystko zmieniło się gdy poszłam do szkoły średniej. Tu w przydziale przypadł nam Pan od historii który nie potrafił zainteresować przedmiotem. Najpierw temat lekcji, punkty do nauczenia oraz krótki wykład. Notatki robisz sobie we własnym zakresie. A potem pytał z danej lekcji. Z reguły bywało tak, że pod tablicą ustawiała się kolejka uczniów a on pytał. Jeśli nie potrafiłaś, to potrafił rzucić hasłem „Siedzi misio na kanapie i chrapie, na koniec kolejki” i tak w kółko. Właśnie wtedy znienawidziłam historię i wszystko co z nią związane: od programów po książki historyczne oraz biograficzne. Ale… no właśnie. Teraz to się zmieniło. Nie wiem na jak długo i czy jutro znów sięgnę po kolejną historyczno – biograficzną książkę, jednak na chwilę obecną Ci powiem, że… ta lektura mnie wciągnęła, a historia w niej zawarta dogłębnie zaciekawiła.

Książka „Saint-Exupery. Ostatnia tajemnica” autorstwa Jaques’a Pradel’a oraz Luc’a Vanrell’a nie jest w żadnym wypadku powieścią którą czyta się na co dzień. Nie jest romansem, nie jest melodramatem, jest za to – jak piszą na okładce – prawdziwym thrillerem historycznym. Kim są autorzy? Jaques Pradel to francuski dziennikarz oraz prezenter telewizyjny i radiowy. Prowadzi cieszące się dużą popularnością programy o odkryciach archeologicznych, podwodnych eksploracjach i rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Luc Vanrell to badacz, nurek i fotograf. Założył stowarzyszenie zajmujące się produkcją oraz sprzedażą sprzętu do nurkowania.

Kojarzysz takiego francuskiego autora który nazywał się Antoine Saint – Exupery, prawda? Oczywiście, że kojarzysz. Wszyscy Go znają bardzo dobrze, dzięki lekturze „Małego księcia”. A czy wiesz, że Antoine był pilotem i dokładnie 31 lipca 1944 wystartował w swoją ostatnią podróż? Nie wiesz? Nie martw się jak też tego nie wiedziałam aż do dzisiaj.

Co to za książka? Hm… ciężko powiedzieć. Dla jednych może to być książka biograficzna, dla innych historyczna. Jak dla mnie są to zapiski przeprowadzonego „śledztwa” dotyczącego zaginięcia lightningu P-38 którym latał Exupery. Mogę śmiało stwierdzić, że książka składa się z dwóch części. W pierwszej poznajemy biografię autora natomiast druga to już zapiski i dochodzenie w jaki sposób zginął pisarz. Bo tak naprawdę to dopiero po pięćdziesięciu latach badań udało się ustalić co wydarzyło się tamtego dnia. Czy skończyło się paliwo, którego starczyć miało tylko na 5h lotu? Czy może Exupery popełnił samobójstwo? A może wylądował gdzieś w Alpach i tam dożył do późnej starości? A może tak naprawdę to ktoś inny przyczynił się do Jego śmierci? Począwszy od odnalezienia srebrnej bransoletki, poprzez kolejne części samolotu aż do rozmowy z Horstem Rippert’em (opowiedziana dokładnie na stronie 204) informacje o rzekomej śmierci autora są sprzeczne. Ale dzięki poszukiwaniom samolotu Saint-Exupery’ego udało się znaleźć dodatkowo kilka innych wraków samolotów.

Przyznam się szczerze, że z wiadomych powodów miałam obawy co do książki. Jednak w pewnym momencie biografia Autora okazała się bardzo wciągająca. Bo mamy tu nie tylko do czynienia z faktami historycznymi, ale także z fragmentami rozmów z różnymi ludźmi z otoczenia pisarza oraz osobami zajmującymi się poszukiwaniem wraku samolotu i to właśnie jest najbardziej interesujące.

Myślę, że książka przypadnie do gustu nie tylko fanom książek autora „Małego księcia” ale także tym którzy lubią rozwiązywać zagadki.

Pozdrawiam
Archer
P.S.
Zapomniałam Ci powiedzieć, że książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa ZNAK.

piątek, 25 marca 2011

#065

A oto informacja, która dotarła do mnie dzisiaj z Wydawnictwa Znak

Akcja promująca czytelnictwo Przeczytaj dziś, zanim nadejdzie Jutro

Ostanie badania czytelnictwa potwierdzają tezę, że Polacy przestają czytać. Szkoła – najbardziej naturalne miejsce – nie wyrabia nawyków czytelniczych – co trzeci uczeń i student nie sięgnął w ubiegłym roku po książkę.

Musimy to zmienić! Znak, jako wydawnictwo gromadzące wokół siebie środowisko wybitnych pisarzy, filozofów i naukowców, czuje się szczególnie zobowiązany do promocji kultury czytania. Dlatego przed zbliżającym się Światowym Dniem Książki rozpoczniemy akcję wspierającą czytelnictwo wśród młodzieży Przeczytaj dziś, zanim nadejdzie Jutro.

Zainspirowały nas działania, jakie przeprowadzono w Szwecji w ramach Läsrörelsen [Ruch Czytelnictwa]. Jego twórcy uznali, że wysoki poziom kultury czytania jest niezbędnym warunkiem istnienia demokracji. Początkowo była to inicjatywa intelektualistów i edukatorów, jednak z czasem akcja nabrała rozpędu i włączyły się w nią kolejne instytucje, ministerstwa i rząd Szwecji.

W trakcie projektu uruchomiono ponad 120 programów, w tym Ge dina barn ett språk, czyli Dajmy dzieciom język.

Dzieci i młodzież poproszono o wybranie książek, które mają największe szanse, by zachęcić ich rówieśników do czytania. Jutro Johna Marsdena znalazła się w tym zestawieniu jako jedyna książka spoza Szwecji. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się rozpocząć akcję w momencie wydania tej książki w Polsce.

Akcję przeprowadzono także w miejscach niekojarzonych dotąd z czytaniem – wybrane tytuły były między innymi dołączane w McDonald's do zestawów Happy Meal. Łącznie rozdano 1,2 mln egzemplarzy książek.

Przedstawiliśmy nasz projekt uczniom i nauczycielom. Rozmawialiśmy z młodzieżą o tym, co podoba im się w książkach. Dyskutowaliśmy z pedagogami o tym, jak mogą wykorzystać Jutro do rozmowy o uniwersalnych wartościach. Chcemy pokazać, że można o tych wartościach mówić współczesnym, przystępnym językiem. Że lektury szkolne nie muszą być nudne, a czytanie może być po prostu fajne.

W wyniku współpracy z dr Gabrielą Olszowską, recenzentką ministerialną i dyrektor krakowskiego gimnazjum, powstał szereg materiałów dydaktycznych ułatwiających przeprowadzenie lekcji [m.in. z języka polskiego, języka angielskiego, wiedzy o społeczeństwie].

W ramach akcji chcemy przekazać każdemu gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej zestaw materiałów edukacyjnych, egzemplarz powieści Johna Marsdena Jutro oraz materiały informujące o konkursie dla uczniów – przesłane materiały stanowić będą komplet narzędzi potrzebnych do przeprowadzenia lekcji.

Kontaktujemy się już ze szkołami, które bezpośrednio zapraszamy do wzięcia udziału akcji – skontaktowaliśmy się już z ponad dwoma tysiącami gimnazjów.

Wszystkie osoby, które chciałyby zgłosić swoją szkołę do udziału w akcji, prosimy o kontakt mailowy: jutro@znak.com.pl

Wkrótce ruszy również oficjalna strona www.seriajutro.pl



środa, 23 marca 2011

#064

Droga Espi!

„Sezon na cuda” to kontynuacja perypetii Maji oraz najbliższych osób z jej otoczenia, czyli córki Marysi, przyjaciółki Jagody, podobno weterynarza Czarka i pozostałych. Początek powieści może sugerować, że tym razem narratorem będzie inny bohater – Pani Leontyna właścicielka sklepu z antykami. Jednak po kilku stronach znów narratorem staje się Majka i całą historię poznajemy z jej punktu widzenia.

Akcja książki rozpoczyna się z początkiem grudnia i trwa aż do świąt. Muszę przyznać, że czytając o gigantycznych opadach śniegu które zasypują Malownicze, dziękowałam Bogu, że u mnie za oknem świeci piękne słońce. Po prostu czytając o zimie automatycznie robiło mi się zimno. Ale to chyba normalny odruch?

Podobnie jak w pierwszej części, tak i tutaj problemy spadają na Majkę jak plagi egipskie. No może nie zupełnie śmiertelne, ale… Na początek uczniowie z Majki klasy mają za zadanie przygotować szopkę na Boże Narodzenie. Muszę przyznać, że miałam niezły ubaw czytając co wymyślili. Oczywiście jak wiadomo nie przypadło to do gustu Pani Dyrektor. Ale na szczęście znalazły się życzliwe duszki i prawie cała sytuacja się Majce upiekła. Żeby problemów było ciutkę więcej – bo przecież w życiu nie może być nudno - Majka postanawia zorganizować u siebie w Uroczysku wigilię dla osób samotnych, a wszystko po namowie Pani Leontyny. A jak wiadomo takie przygotowania to wcale nie bułka z masłem. W szczególności kiedy uczestnicy tej wigilii to dziarscy staruszkowie którzy potrafią się wykłócić o każdą rzecz. W tym wypadku należy liczyć tylko i wyłącznie na cuda. A w tej książce cudów nie brakuje. Ale to pewnie dlatego, że okres świąteczny to czas kiedy ludzie są dla siebie milsi, starają się wybaczać no i kiedy na ziemię stępują prawdziwe Anioły.

Ta część, podobnie jak ta wcześniejsza została napisana lekkim stylem i językiem przystępnym każdemu. Pewnie dlatego historie zawarte w książce są wiarygodne. W wiosce Malownicze to zakochałam się już w pierwszej części, a tutaj moja miłość wzrosła. Tylko ten śnieg jakoś tak za mocno padał. Ale to przecież Sudety więc tam śnieg w zimie na porządku dziennym. Muszę przyznać, że było kilka fragmentów które grały mi na nerwach. Jednak szybko takie wrażenia zostały zatarte wydarzeniami jak najbardziej optymistycznymi. Bo ta książka ma w sobie coś optymistycznego. No i pełna jest świetnych dialogów i spostrzeżeń głównej bohaterki. A co za tym idzie, uśmiech bardzo często gościł na mojej twarzy. Powiem Ci Espi w sekrecie, że moje wybuchy śmiechu były dziwnie odbierane przez członków rodziny.

Cieszę się, że książeczka przywędrowała do mnie z akcji „Włóczykijka”. Dzięki temu miałam możliwość przeczytania dalszych losów Majki. Z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę każdemu kto ma ochotę by poprawić sobie nastrój. Fajnie, że ta książka wędruje po Polsce szerząc akcję czytania książek naszych rodzimych Autorów.

Pozdrawiam Cię serdecznie
Archer

poniedziałek, 21 marca 2011

#063


Dzisiaj stosikowo. Udało mi się zebrać książeczki porozsiewane po całym pokoju i wrzucić tutaj. Zaczynając od góry:
"Sezona na cuda" - książeczka jest u mnie przejściowo, ponieważ otrzymałam ją w ramach akcji "Włóczykijka";
"Milaczek" - ktoś kiedyś wspominał, że bardzo dobra książka, udało mi się ją w końcu dorwać w bibliotece;
"Nieznajomi w sieci" - z promocji w Matrasie - wiem, tę księgarnię powinnam omijać wielkim łukiem, ale kurczę nie potrafię :(
"Łóżko" - no musiałam ją mieć na półce, więc wyczekany w końcu zakup z ŚK
"Saint-Exupery. Ostatnia tajemnica" - książeczkę dostałam od Wydawnictwa Znak Literanova do recenzji, za co bardzo serdecznie dziękuję
"I weszła miłość" - pożyczone od Sil,
"Dzień dobry TV" - też z Matrasu, jestem ciekawa książki bo film z moją ulubioną aktorką Rachel McAddams
"Dziecko Emmy" - chyba nie zaskoczę mówiąc, że książka z promocji w Matrasie?
"Dirty World" - pożyczone od Sil a konkretniej to przyniosła mi ją jako niespodziankę kiedy podrzucała mi "Dom...", tej pozycji jestem najbardziej ciekawa, a przyznam się, że to będzie mój sprawdzian ze znajomości języka angielskiego, pewnie zaopatrzona w słownik będę czytać
"Dom nad rozlewiskiem" - dzięki Kaji_kici udało mi się ją zdobyć w promocji, no dobra nie osobiście ją kupowałam (Sil jesteś Kochana :*) Kaja Dziękuję za informację ;)

Na zdjęciu nie ma jeszcze dwóch pozostałych części Rozlewiska, bo są w drodze od Kaji.
Ufff... to teraz zgłaszam postulat przedłużenia doby do 48h. Myślę, że nie tylko ja się pod tym pismem podpiszę.

piątek, 18 marca 2011

#062

Droga Espi!

Kiedy masz problem, kiedy jest Ci cholernie źle, kiedy dzieje Ci się krzywda wtedy najlepiej jest mieć przy swoim boku kogoś kto może wspierać. Niekoniecznie to musi być rodzina to też mogą być przyjaciele, którzy staną murem za Tobą gdy będzie naprawdę źle. Jest tak prawda? Wtedy żadne zło nie jest nam straszne. A wraz z wspierającymi przyjaciółmi można przenosić góry. Zgodzisz sie ze mną, prawda? No dobra to tyle w ramach wstępu, przechodzę do konkretów.

Otóż, tak naprawdę to Pani Magdalenie Kordel dałam kredyt zaufania. Bo pierwsza Jej powieść "48 tygodni" nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. Mogę śmiało stwierdzić, że nie przypadła mi do gustu, ot co. Dlatego mimo iż, wcześniej doczytałam, że "Uroczysko" to świetna książka i były same "ochy" i "achy" ja podchodziłam do niej z gigantycznym dystansem. I wiesz co? Po kilku stronach okazało się, że ten kredyt dał bardzo wysokie oprocentowanie.

„Uroczysko” to historia dosłownie jak z bajki, mimo iż nie zaczyna się kolorowo jak by mogło się wydawać. Otóż poznajemy Majkę – główną bohaterkę – która nagle dowiaduje się od męża, że... zostawia ją i ich córkę Marysię i odchodzi do innej kobiety, wyprowadza się z domu. Nie zaczyna się optymistycznie prawda? No cóż, jak to w życiu bywa nieszczęścia chodzą parami a bywa, że i stadami. Tak też jest i w tym przypadku. Dodatkowo niewierny mąż oznajmia, że... jest bankruktem. Mało? To jeszcze dorzucę informację, że aby wcześniej dostać kredyt zastawił dom w którym mieszkają. Oczywiście kredyt dostał bez zgody swojej żony. No i co w tym wypadku można zrobić? Dokładnie to samo co przychodzi do głowy Majce. Wsiąść w pociąg, pojechać w Sudety do domku po zmarłej ciotce i z żalu zapić problemy. Ale czy to tak na prawdę dobre rozwiązanie? Myślę, że nie bo po wytrzeźwieniu po pierwsze boli głowa a po durgie problemy nie znikną. Na szczęście na drodze Majki stają życzliwi ludzie. Chociaż nie wszyscy na pierwszy rzut oka tacy się wydają. Po krótkim pobycie w małej wiosce Malownicze Majka postanawia ściągnąć do siebie Marysię i zamieszkać właśnie w Sudetach. Ale czy to dobry pomysł? Czy jest to najlepsze rozwiązanie? Pewnie, że tak. Bo co ją w Warszawie trzyma? Nic. Tak więc pakuje swoje rzeczy, rzeczy Marysi i jedzie w Sudety. Tam w domu po ciotce postanawia rozpocząć nowe życie. Bez niewiernego męża i jego długów. A jak to w bajkach zawsze bywa jest i... książę. No dobra tu jest ich dokładnie trzech. Tylko, że tak naprawdę to Maja nie chce słyszeć nic o facetach. Ja się wcale jej nie dziwię. Kiedy zostawia nas ukochana osoba (albo kiedy rozstajemy się z ukochaną osobą) nie mamy ochoty na nowy związek.

Książka jest jak najbardziej optymistyczna. Jest napisana bardzo przystępnym językiem, a dowcipne dialogi i zdrabnianie imion – przede wszystkim weterynarza Czarka, Maja nazywa go „czarującym Czarusiem” bądź „podobno weterynarz” – sprawia, że książka jest bardzo przyjemna w odbiorze. No co? Nie czepiam się? No nie czepiam bo wyjątkowo nie mam czemu. Interesująca historia, sympatyczni bohaterowie czego chcieć wiecej? Rozlewu krwi? To nie ta bajka. Tutaj trzeba liczyć na urokliwe miejsca, sympatycznych bohaterów, interesujące historie a co najważniejsze na dużą dawkę humoru.

Tak, Kochana Espi, Pani Kordel tym razem nie zawiodła. Napisała świetną historyjkę, stworzyła dobrych bohaterów. Bo mimo iż jest to opowieść to tak naprawdę taka historia mogła przytrafić się każdemu z nas. Bo któżby nie chciał mieć pięknego domu w Sudetach. Za sąsiadkę mieć miejscową zielarkę, a za weterynarza podobno lekarza, indywidualistę w swojej klasie czy też przyjaciółkę która stoi zawsze za nami murem. A na końcu otworzyć uroczy pensjonat. Każdy by tak chciał. Bo przecież należy marzyć. Ktoś kiedyś powiedział, że powinniśmi marzyć o rzeczach wielkich, wtedy pozwoli nam to spełnić te najmniejsze. I ja się z tym zgadzam.

Pozdrawiam
Archer

P.S.
A teraz zabieram się za „Sezon na cuda” dalsze losy Majki. Książkę którą otrzymałam do przeczytania i recenzji z akcji „Włóczykijka”

czwartek, 17 marca 2011

#061

Serce, nie płacz proszę
otrzyj łzy i weź plaster
posklejaj się porządnie
blizny się zatuszuje
czekaj chwilkę,
kopnę Cię porządnie
żebyś wzięło się w garść
przecież posklejane
też jeszcze możesz funkcjonować


środa, 16 marca 2011

#060

Droga Espi

Dzisiaj chwilowo nie polecę Ci książki. Nie wiem czy wiesz, bo w sumie nawet nie wiem czy Ci o tym wspominałam, ale biorę udział w akcji "Włóczykijka". Jeśli kojarzy Ci się to z bohaterem Muminków to w sumie mogę stwierdzić, że dobrze Ci się kojarzy.
Akcja o której wspominam ma na celu propagowanie czytania polskich autorów. I muszę przyznać, że jest to całkiem niezły pomysł. Bo wyobraź sobie, że w dzisiejszych czasach polska literatura została tak jakby zapomniana. A przecież na rynku jest mnóstwo polskich książek, o których nikt nigdy nie słyszał.
Już tłumaczę szczegóły. Na wspólnym blogu Tajemnicy i Leny co jakiś czas pojawiają się wywiady z polskimi autorami, którzy popierają akcję "Włóczykijka". Wydawnictwa przyznały książki do rozsyłki. Zadanie polega na wysłaniu do osoby jednej z wielu książek, przeczytaniu jej, napisaniu swojego zdania na jej temat, wpisaniu krótkiej notki, bądź kilku słów do książki i posłaniu jej dalej. Czyli jednym słowem książki zaczynają się "włóczyć" po Polsce. Na blogu Dziewczyn co jakiś czas pojawiają się nowe tytuły które niebawem trafią do czytelników. Należy się wpisać na listę i cierpliwie czekać na swoją kolej. Fantastyczny pomysł nie uważasz?
No i tak dzisiaj właśnie dotarła do mnie książka "Sezon na cuda" Magdaleny Kordel. Przybyła do mnie od Anek, która już tę pozycję przeczytała, zostawiła kilka słów i posłała dalej. Aaaa widzisz zapomniałam o najważniejszym. Do każdej książki dołączone są śliczne zakładki którymi można się poczęstować. Poniżej prezentuję książkę oraz apetyczną zakładkę:


A powiem Ci w sekrecie, że w przesyłce był jeszcze surprise :-) coś na umilenie czytania. Nie mam pojęcia skąd Anek wiedziała co dorzucić.
"Sezon na cuda" to dalsze losy bohaterki Maji którą poznajemy w książce "Uroczysko". Pierwszą część już mam na ukończeniu więc niebawem oczekuj recenzji, w sumie nawet dwóch bo bardzo szybko się czyta te pozycje.


Pozdrawiam serdecznie
Archer

P.S.
Mam nadzieję, że taka prezentacja przesyłki stanie się "tradycją" i niebawem na blogach znajdę fotorelację z akcji "Włóczykijka"

poniedziałek, 14 marca 2011

#059

Droga Espi!

Jak dobrze wiesz jestem molem książkowym i uwielbiam czytać. Czytam prawie wszystko co wpadnie mi w ręce. Dość często czytam też coś co poleci mi ktoś ze znajomych. Tak też było w przypadku książki o której chcę Ci teraz opowiedzieć.

Na książkę „Ona i On – całkiem zwyczajna historia” natrafiłam kiedyś na blogu Tajemnicy. Spokojnie przeczytałam Jej recenzję i... wiedziałam, że pewnego dnia dopadnę książkę bo zapowiadała się całkiem nieźle. Będąc w bibliotece, na półce z nowościami stała sobie i czekała aż ktoś ją zgarnie do domu. Prawdę mówiąc nie chciałam już brać więcej powieści bo i tak stos biblioteczny rósł w zastraszającym tempie. Jednak w ostatniej chwili dorzuciłam ją do kolejki „do przeczytania”.

Autorami – tak dobrze widzisz, autorów jest konkretnie dwóch – tej książki są Urszula Jarosz oraz Jerzy Gracz. Pani Urszula na codzień jest psychologiem, implantologiem oraz korespondentką wydawanej w Niemczech gazety „Polregio” natomiast Pan Jerzy jest dziennikarzem, publicystą a także autorem książek literatury faktu. Razem stworzyli całkiem niezłą powieść. Zaskoczeniem był fakt, że tych dwoje dzieli 1600 kilometrów. Nieźle, nie uważasz?

Bohaterami książki są Kasia i Andrzej. Ona jest ambitnym fotografem, mamą dzięwiętnastolatka oraz wielką pasjonatką podróży. On jest scenarzystą, kochającym swoją pracę. Obydwoje cenią niezależność i wolność. Jednak jak wiadomo los bywa bardzo przewrotny i pewnego dnia stawia ich na swojej drodze. Na początku wydaje się, że ze spotkania nic nie wyniknie. A jak wiadomo nigdy nie jest tak jak my byśmy tego chcieli. Wiele niedomówień, podążanie za pasją, wolność ponad wszystko powoduje, że między Nimi jest ciągły ogień, podsycany co chwilę czymś nowym.

Całą historię Kasi i Andrzeja poznajemy z ich punktu widzenia. Muszę przyznać, że bardzo podobał mi się taki układ. Gdyż dobrze poznać różne aspekty życia a męskiego czy też damskiego punktu widzenia.

A wiesz, że „Życie musi być jak dobre piwo. Jasne, mocne i jak najmniej piany by nie szkodziło na wątrobę.”. No i dodatkowo Ci powiem, że „pękniętego dzbanka nie skleisz tak by nie było śladu.” Bo przecież tak naprawdę to zawsze w nas znajdą się takie rany czy też blizny, które dają o sobie znać. Sprawiają, że strach np.: przed zbudowaniem stabilnego związku nas przeraża i powoduje, że mamy ochotę uciec gdzie pieprz rośnie. To dzięki tej książce wiem, że nie można uciekać i należy brać się z problemami za bary. To dzięki Ich historii wiem, że jeśli są jakieś niedomówienia to należy je jak najprędzej wyjaśnić. Że to właśnie szczera rozmowa jest podstawą każdego związku. Bo pamiętaj, że czasem dumę trzeba schować do kieszeni, a przyzwyczajenia weryfikować.

W połowie książki miałam ochotę ją wyrzuć przez okno. Dobrze, że tego nie zrobiłam bo nie wiedziałabym jak się ona kończy – szczęśliwie czy też nie. Espi, ja byłam wściekła na Tajemnicę za to, że ją polecała. Normalnie miałam ochotę wsiąść w pociąg pojechać do Niej i wykrzyczeć, że ja też chcę takiego Andrzeja. Takiego faceta, który się troszczy, martwi i który potrafi w jednej minucie rzucić swoją pracę i przyjechać do ukochanej. Takiego faceta który ma swoje pasje i szanuje pasje swojej drugiej połowy – chociaż nie zawsze jest mu to na rękę.

Książkę polecam z czystym sumieniem kobietom w każdym wieku. Bo opowiada nie tylko piękną historię o miłości ale także o tym żeby nie rezygnować ze swoich marzeń. A poza tym jest napisana prostym językiem. A że napisana jest z punktu widzenia Kasi i Andrzeja sprawia ona wrażenie jakbyśmy się przysłuchiwali rozmowie dwóch osób.

Jak tylko dorwiesz ją w łapki, to przeczytaj koniecznie. Uwierz mi nie będziesz żałować.

Pozdrawiam
Archer

piątek, 11 marca 2011

#058

Droga Espi


Po książkę "Chichot losu" Hanki Lemańskiej sięgnęłam całkiem nie przypadkowo. Jakiś czas temu na jednym z portali internetowych wyczytałam informację, że jedna ze stacji telewizyjnych postanowiła nakręcić na jej podstawie serial. Pomyślałam sobie wtedy, że trzeba wpierw przeczytać książkę by porównać. W zeszłą sobotę pognałam do biblioteki. Na szczęście książka czekałam na mnie na półce.

Autorką "Chichotu losu" jest Hanka Lemańska - psycholog i trener. Uczyła studentów, pracowała z pacjentami oraz prowadziła szkolenia dla menadżerów z zakresu zarządzania.

Główną bohaterką jest Joanna - niezależna trzydziestoletnia singielka, która ponad wszystko ceni wolność, nie lubi dzieci oraz kotów. Jeden nocny telefon wywraca jej życie do góry nogami. Jej koleżanka Elżbieta - samotna matka wychowująca dwójkę dzieci - prosi Joannę o małą przysługę. Otóż chce by ta zaopiekowała się dwójką jej dzieci. Prawdę mówiąc nie jest to Joannie na rękę. Bo przecież za dziećmi nie przepada, a dzieci to jak wiadomo kłopot. W ostateczności się zgadza i... niestety Elżbieta ginie w wypadku samochodowym w drodze powrotnej do domu. Dzieci pozostają pod opieką Joanny, którą sumienie by gryzło gdyby dzieci znalazły się w domu dziecka. Początek wspólnej relacji między nimi to pasmo zawirowań i nieporozumień. Dopiero z czasem
wszystko zaczyna się powoli układać, chociaż nie do końca.

"Chichot losu" czyta się szybko bo jest napisana prostym, nieskomplikowanym językiem. Całą historię poznajemy z punktu widzenia Joanny. Muszę przyznać, że to całkiem niezłe posunięcie, gdyż dziewczyna dobrze sprawdza się w roli narratorki. Jej spotrzeżenia i uwagi są trafne, a język czasem wręcz ociekający sarkazmem co powoduje uśmiech na twarzy czytelnika. Książka ma tylko jeden mankament - kończy się dość niespodziewanie. Zakończenie sugeruje, że powinna być dalsza część. Niestety dalszych losów Joanny nie poznamy, gdyż autorka zmarła dwa lata po wydaniu powieści. Może gdzieś jest maszynopis drugiej części, może ktoś postanowi wydać.

Książkę polecam ze szczerego serca tym którzy chcą na chwilę odpocząć od ciągłego biegania. Chcą się zrelaksować i uśmiechnąć się całym sobą. No i koniecznie chcą się dowiedzieć jak pogodzić karierę zawodową w wielkiem korporacji z wychowywaniem dwójki zupełnie obcych dzieci. Dowiedzieć się także, że niektórzy mężczyźni są egoistami a inni są w stanie wiele poświęcić dla kobiety którą darzą uczuciem. Mam wielką nadzieję, że stacja która będzie emitować serial na podstawie książki nie zepsuje jej. Bo jak wiadomo telewizja nawet z największego książkowego bestsellera potrafi zrobić wielką kichę.

Pozdrawiam
Archer


P.S.
Właśnie obejrzałam pierwszy odcinek "Chichotu losu". Nie wiem co mam myśleć o tym serialu. Chwilowo jest zupełnie inny aniżeli książka. Zgadza się tylko kilka szczegółów. A jak dla mnie to zdecydowanie za mało.

wtorek, 8 marca 2011

#057

"Serce: Mówisz tak, bo nienawidzisz miłości. Wiem, że tak jest. Nawet Cię rozumiem. Bo gdy ona przychodzi, wyłączają Cię. Oboje Cię wyłączają. Przenoszą Cię do piwnicy, jak narty po zimie, która minęła. Masz tam przeczekać do następnego sezonu. Nie potrzebują Cię teraz. Przeszkadzasz im. Zrozum to. Ty jesteś przecież rozum, więc łatwo Ci coś zrozumieć.
Po co im Ty? Oni nie mają czasu na Ciebie. Myślą o sobie bez przerwy. Zachwycają się wszystkim w sobie. Nawet swoimi wadami. Rozum dla nich, to obawa przed odmową, to drażniące pytanie, dlaczego akurat on lub ona. Oni nie chcą takich pytań. I dlatego Cię wyłączają. Pogódź się z tym."

"Małżeństwo nie powinno być zawierane w stanie chorobowym, jakim jest tak zwane zakochanie. To powinno być prawnie zakazane. Jeśli nie przez cały rok, to przynajmniej od marca do maja, kiedy ten stan staje się z powodu zakłócania mechanizmu wydzielania hormonów powszechny i objawy szczególnie nasilone. Powinno się najpierw iść na odwyk, porządnie się odtruć i potem dopiero powrócić do myśli o małżeństwie."

"ON: Czekać. Czy to to samo, co tęsknić?
ONA: Nie. Dla mnie nie. Przy czekaniu nie budzę się o 5 rano, rezygnując z najlepszych snów. Nie przychodzę także z tego powodu już przed 7 do biura. Przy czekaniu mleko nie traci dla mnie smaku. Przy tęsknocie tak..."
J.L.W.


Nie muszę chyba nikomu mówić skąd pochodzą powyższe cytaty. Tak mnie dzisiaj napadło i "zatęskniłam" za Jakubem. Niestety muszą mi wystarczyć cytaty gdyż książka przepadła razem z eksiem. No chyba, że uda mi się ją odzyskać. W sumie to już druga ta sama książka która mi przepada. Nie wiem dlaczego one do mnie nie wracają? Muszę znów pogrzebać w antykwariatach i księgarniach "Tryptyk" bo tylko ta rozszerzona pozycja mnie zadowala. Czekam niecierpliwie na najnowszą książkę J.L.W. którą zamówiłam jakiś czas temu. Może w końcu dotrze i zrobi to samo ze mną co "S@motność w sieci".

Idę po wino. Zdrówka Kobiety w Dniu Naszego Święta i takiego właśnie Jakuba życzę Wam i sobie :)

poniedziałek, 7 marca 2011

#056


Jak ja uwielbiam takie poniedziałki. Mam nadzieję, że cały tydzień będzie właśnie taki. W sumie to udany tydzień zaczął mi się już po północy więc liczę, że reszta nie będzie gorsza :-)

Dzisiaj dotarły do mnie dwie przesyłki. Pierwszą była paczuszka od Moniki. Była to przesyłka z wymiany u Sabinki. Moniś pięknie dziękuję, zakładka cudna, książki nie znam ale wiem, że Salamandra ma najlepsze pozycje. Czekolady na gorąco jeszcze nie piłam więc to będzie mój pierwszy raz. Dziękuję :-)
Poniżej piękna zakładka oraz książka:

A oprócz tego coś na miłe spędzenie czasu podczas czytania:

A tu na koniec mój mały stosik:
Pierwszą pozycję wypatrzyłam w "Biedronce", "Pocałunki na Manhattanie" to pozycja z wymiany, potem nagroda konkursu z ulubionego portalu nakanapie.pl, przedostatnia pozycja to taki surprise od Dobrej Duszyczki a ostatnia to nagroda od Tajemnicy. Aż mi się mordka śmieje :)

czwartek, 3 marca 2011

#055

Droga Espi!

Pamiętasz jakiś czas temu brałam udział w konkursie i pisałam o przyjaźni. Bo tak naprawdę to przyjaźń jest bardzo ważna w naszym życiu. Czasem bywa tak, że te szkolne przyjaźnie kończą się z ostatnim dzwonkiem, a te które zawarliśmy na podwórku są najbardziej trwałe i przetrwają bardzo wiele. Oczywiście nie zawsze tak jest. Zdarza się, że jakaś rysa na przyjaźni niszczy całość.

Po kolejną pozycję Grażyny Plebanek sięgnęłam z ciekawości. Czytając tytuły książek w bibliotece wypatrzyłam książkę „Dziewczyny z Portofino”. Zainteresował mnie ten tytuł, bo jak dobrze mi gdzieś w głowie świtało, ktoś kiedyś śpiewał o dziewczynach z Portofino.

Książka opowiada historię czterech dziewczyn z blokowiska lat siedemdziesiątych. Bohaterkami są Agnieszka – córka zamożnego lekarza, ordynatora ginekologii, który sam wychowuje córkę, jest w stanie dać jej wszystko oprócz prawdziwej miłości, Hanka – która codziennie przypatruje się jak ojciec bije i upokarza jej matkę, Beatę – której ojciec zdradza matkę oraz Manię – która pochodzi z patologicznej rodziny. Bohaterki poznajemy kiedy przeprowadzają się na nowo wybudowane osiedle w Warszawie. Skaczą w gumę, robią fikołki na trzepaku, noszą granatowe fartuszki z przyszywaną tarczą, słuchają kaset na grundingu, zlizują z dłoni „oranżadę w proszku”. Czy ktoś to wszystko jeszcze pamięta? Że kiedyś tak było? Muszę przyznać, że tak, ja pamiętam. Wiem, że to brzmi dziwnie, że możesz mi zarzucić, że przecież nie było mnie wtedy na świecie, że ja nic o tym nie wiem. Nie mam pojęcia. Owszem mam. Sama wychowywałam się jak główne bohaterki w blokowisku. Też jak one skakałam w gumę, zamiast oranżady z dłoni zlizywało się Visolvit bo był taki fajny musujący, też mam trzy przyjaciółki z którym najczęściej się bawiłam i spędzałam z nimi czas. I co z tego że z bohaterkami Plebanek dzieli nas przepaść wiekowa? Wiem jak to jest wychowywać się na osiedlu pełnym bloków. Fakt dzieli nas ustrój polityczny. Beata, Agnieszka, Hania i Mania wychowują się w czasach Polski Ludowej, wczesnogierkowskiej oraz kiedy to Pani Szczepkowska ogłosiła koniec komunizmu. Poznajemy życie dziewcząt. Pierwsze miłości, rozczarowania, szkoła podstawowa, średnia, stres związany z egzaminami na studia, a nawet skrobanki niechcianych ciąż. Poznajemy ich życie, problemy, kłótnie a co najważniejsze przyjaźń która potrafi przetrwać wszystko. Dosłownie wszystko.

Jednym z mankamentów książki na pewno jest to, że ma aż cztery główne bohaterki. A co za tym idzie, nie zagłębiamy się zbytnio w ich życie. Może gdyby był jeden główny bohater to łatwiej by mi było zrozumieć książkę. Bo po za tym faktem narracja bardzo często się zmienia. I dopiero po chwili można się zorientować o kim mowa. Plusem na pewno jest temat przyjaźni. Bo jak wspominałam na początku tego listu, takie podwórkowe mają możliwość przetrwania wielu burz. Podoba mi się też obserwacja życia bazarowego, bo przecież kiedyś nie było hipermarketów. Wszystko kupowało się na „handelku” niedaleko domu.

Książkę polecam nie tylko tym osobom które wychowywały się w czasach wczesnogierkowskich i dobrze pamiętają co się wtedy działo, jak wyglądała Polska, jaki panował ustrój polityczny i jak traktowano ludzi którzy mieli odmienne poglądy. Polecam ją również tym którzy wychowali się później i historię zawartą w „Dziewczynach z Portofino” pamiętają z opowiadań rodziców. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ja na pewno znalazłam historię przyjaźni która przetrwała wszystko. Bo jak już wcześniej wspominałam też wychowywałam się z trzema koleżankami z podwórka i z którymi do dnia dzisiejszego się przyjaźnię. Bo to przecież przyjaźń na całe życie czyż nie?

Pozdrawiam
Archer